Blog o filmach, serialach i szeroko pojętej kinematografii.

poniedziałek, 20 lutego 2017

La La Land . Recenzja filmu. Emma Stone i Ryan Gosling

Czy mógłby być lepszy, pierwszy film do zrecenzowania na wymarzonym blogu niż film o marzycielach i dla marzycieli? La la land, bo o nim mowa to najnowszy obraz Damiena Chazelle'a, twórcy wyśmienitego "Whiplash". Opowiada on historie początkującej aktorki i muzyka jazzowego oraz ich drogę dążenia do celu. Wszystko podane jest nam w formie musicalu, który swoim stylem i oczkami puszczanymi w stronę widza nawiązuje do pozycji tego gatunku z lat 50-tych czy 60-tych.


Podobnie jak w Whiplash reżyser serwuje nam muzyczną ucztę, która zapadnie nam w głowie na dłuższy czas. Czuje się on niewątpliwie dobrze w takiej tematyce o czym świadczy chociażby fakt, że ten film, podobnie jak poprzedni stanie się (a nawet już się stał) klasykiem. Jednakże w filmach tego jeszcze młodego artysty nie chodzi jedynie o muzykę, lecz przede wszystkim o pasję. Pasja ta ma różne - mniej lub bardziej pozytywne i negatywne- oblicza, a dążenie do realizacji celów i spełnienia marzeń z nią związanych jest ścieżką częściej usłaną kolcami aniżeli różami. Droga, którą wybrali bohaterowie wymaga od nich poświęceń i podejmowania trudnych decyzji.

Chazelle świetnie sobie poradził z przedstawieniem tej historii, nie brakuje w niej zabawnych momentów ani chwili wzruszeń, a całość jest wysmakowana i podana w sposób przystępny dla szerokiego grona odbiorców. Mam jedynie zastrzeżenia do paru scen, (szczególnie jednej) w których myślałam sobie "po jaką cholerę?" i że kogoś poniosła fantazja.

Scenariusz może i nie jest niczym odkrywczym czy wybitnym, ale umówmy się - świat widział już gorsze i bardziej oklepane historie. Ta przynajmniej jest zrealizowana na wysokim poziomie, dzięki czemu jest przyjemnością dla oka jak i ucha. Poza tym czy musicale nie są od tego, aby podczas seansu dobrze się bawić i dać porwać magii kina?

A skoro wspomniałam już o przyjemności z oglądania tego obrazu to ukłony w stronę autora zdjęć - Linusa Sandgrena, zrobił on świetną robotę, ujęcia są doskonałe i za ich sprawą śledzi się fabułę z czystą przyjemnością. Z kolei, gdyby nie muzyka stworzona przez Justina Hurwitza to film ten by nie istniał. Muzyka w tym przypadku idealnie współgra z obrazem i uzupełnia historię, jednocześnie nie przytłaczając swoją obecnością. Po wyjściu z kina przez kilka dni w głowie siedziały mi owe utwory i co ważne, nie tracą one na wartości i uroku w wersji solowej - bez obrazu. Warto też wspomnieć o świetnych kostiumach jakie możemy ujrzeć w filmie. Na pozór zwyczajne, ale to między innymi za ich sprawą czujemy klimat starego kina, który dodaje temu obrazowi wiele uroku i wyróżnia go na tle innych.

Jeśli chodzi o grę aktorską to jest ona na wysokim poziomie. Chemia między aktorami jest fantastyczna, od samego początku dobrze się ich ogląda i wierzy się w stworzoną przez nich relację, być może za sprawą tego, że spotkali się już na planie świetnego Kocha, lubi, szanuje oraz Gangster Squad. Jednakże, mimo mojej ogromnej sympatii do Emmy Stone, w moim odczuciu to Ryan poradził sobie lepiej w tym filmie. W swojej roli jest naprawdę przekonujący, świetnie oddał charakter i emocje bohatera. I wcale nie chodzi tu o to, że jest to Ryan Gosling - bożyszcze wielu kobiet, zawsze przystojny i czarujący, który ma w sobie to coś. Chodzi tu o jego grę aktorską, która wciągnęła mnie na tyle, iż sprawiła, że podczas seansu ani razu nie pomyślałam "Och, jakie z niego ciacho".

7 Złotych Globów i 14 nominacji do Oscara świadczy o tym jaką już popularność zdobył ten film. Czy wszystkie te nagrody i nominacje są zasłużone? W moim odczuciu nie. Mimo iż polubiłam ten film i im więcej o nim myślę tym bardzie podoba mi się on, to uważam, że tyle uhonorowań jest na wyrost. Zobaczymy co przyniesie czas i czy Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej będzie tak przychylna jak Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej czy może tym razem film okaże się wielkim przegranym.

Niewątpliwie Damien Chazelle jest jednym z lepiej rokujących reżyserów, jestem niezmiernie ciekawa jego dalszej kariery i chętnie zobaczyłabym film spod jego ręki o tematyce innej niż muzyka i miłość do pasji. Film jest lekki, przyjemny i powinien przypaść do gustu nawet osobą, które nie przepadają za musicalami. Bez wątpienia obraz ten trafi na listę filmów, które koniecznie trzeba zobaczyć. Polecam ten film wszystkim, a w szczególności marzycielom.


Moja ocena: 8/10

La La Land . Recenzja filmu . Emma Stone i Ryan Gosling

Źródło zdjęć: http://www.lalaland.movie

0 komentarze:

Prześlij komentarz