Czy mógłby być lepszy, pierwszy film do zrecenzowania na wymarzonym blogu niż film o marzycielach i dla marzycieli? La la land, bo o nim mowa to najnowszy obraz Damiena Chazelle'a, twórcy wyśmienitego "Whiplash". Opowiada on historie początkującej aktorki i muzyka jazzowego oraz ich drogę dążenia do celu. Wszystko podane jest nam w formie musicalu, który swoim stylem i oczkami puszczanymi w stronę widza nawiązuje do pozycji tego gatunku z lat 50-tych czy 60-tych.
Podobnie jak
w Whiplash reżyser serwuje nam muzyczną ucztę, która zapadnie nam w głowie na
dłuższy czas. Czuje się on niewątpliwie dobrze w takiej tematyce o czym
świadczy chociażby fakt, że ten film, podobnie jak poprzedni stanie się (a
nawet już się stał) klasykiem. Jednakże w filmach tego jeszcze młodego artysty
nie chodzi jedynie o muzykę, lecz przede wszystkim o pasję. Pasja ta ma różne -
mniej lub bardziej pozytywne i negatywne- oblicza, a dążenie do realizacji
celów i spełnienia marzeń z nią związanych jest ścieżką częściej usłaną kolcami
aniżeli różami. Droga, którą wybrali bohaterowie wymaga od nich poświęceń i
podejmowania trudnych decyzji.
Chazelle świetnie sobie poradził z przedstawieniem tej
historii, nie brakuje w niej zabawnych momentów ani chwili wzruszeń, a całość
jest wysmakowana i podana w sposób przystępny dla szerokiego grona odbiorców.
Mam jedynie zastrzeżenia do paru scen, (szczególnie jednej) w których myślałam
sobie "po jaką cholerę?" i że kogoś poniosła fantazja.
Scenariusz
może i nie jest niczym odkrywczym czy wybitnym, ale umówmy się - świat widział
już gorsze i bardziej oklepane historie. Ta przynajmniej jest zrealizowana na
wysokim poziomie, dzięki czemu jest przyjemnością dla oka jak i ucha. Poza tym
czy musicale nie są od tego, aby podczas seansu dobrze się bawić i dać porwać
magii kina?
A skoro
wspomniałam już o przyjemności z oglądania tego obrazu to ukłony w stronę
autora zdjęć - Linusa Sandgrena, zrobił on świetną robotę, ujęcia są doskonałe
i za ich sprawą śledzi się fabułę z czystą przyjemnością. Z kolei, gdyby nie
muzyka stworzona przez Justina Hurwitza to film ten by nie istniał. Muzyka w
tym przypadku idealnie współgra z obrazem i uzupełnia historię, jednocześnie
nie przytłaczając swoją obecnością. Po wyjściu z kina przez kilka dni w głowie
siedziały mi owe utwory i co ważne, nie tracą one na wartości i uroku w wersji
solowej - bez obrazu. Warto też wspomnieć o świetnych kostiumach jakie możemy
ujrzeć w filmie. Na pozór zwyczajne, ale to między innymi za ich sprawą czujemy
klimat starego kina, który dodaje temu obrazowi wiele uroku i wyróżnia go na
tle innych.
Jeśli chodzi
o grę aktorską to jest ona na wysokim poziomie. Chemia między aktorami jest
fantastyczna, od samego początku dobrze się ich ogląda i wierzy się w stworzoną
przez nich relację, być może za sprawą tego, że spotkali się już na planie
świetnego Kocha, lubi, szanuje oraz Gangster Squad. Jednakże, mimo mojej
ogromnej sympatii do Emmy Stone, w moim odczuciu to Ryan poradził sobie lepiej w tym
filmie. W swojej roli jest naprawdę przekonujący, świetnie oddał charakter i
emocje bohatera. I wcale nie chodzi tu o to, że jest to Ryan Gosling -
bożyszcze wielu kobiet, zawsze przystojny i czarujący, który ma w sobie to coś.
Chodzi tu o jego grę aktorską, która wciągnęła mnie na tyle, iż sprawiła, że
podczas seansu ani razu nie pomyślałam "Och, jakie z niego ciacho".
7 Złotych Globów i 14 nominacji do Oscara świadczy o tym jaką już popularność zdobył ten
film. Czy wszystkie te nagrody i nominacje są zasłużone? W moim odczuciu nie.
Mimo iż polubiłam ten film i im więcej o nim myślę tym bardzie podoba mi się
on, to uważam, że tyle uhonorowań jest na wyrost. Zobaczymy co przyniesie
czas i czy Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej będzie tak przychylna
jak Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej czy może tym razem film
okaże się wielkim przegranym.
Niewątpliwie
Damien Chazelle jest jednym z lepiej rokujących reżyserów, jestem niezmiernie
ciekawa jego dalszej kariery i chętnie zobaczyłabym film spod jego ręki o
tematyce innej niż muzyka i miłość do pasji. Film jest lekki, przyjemny i
powinien przypaść do gustu nawet osobą, które nie przepadają za musicalami. Bez
wątpienia obraz ten trafi na listę filmów, które koniecznie trzeba zobaczyć.
Polecam ten film wszystkim, a w szczególności marzycielom.
Moja ocena: 8/10
Źródło zdjęć: http://www.lalaland.movie
0 komentarze:
Prześlij komentarz