Blog o filmach, serialach i szeroko pojętej kinematografii.

poniedziałek, 28 stycznia 2019



W piątek na ekrany naszych kin zawitał film „Nienawiść, którą dajesz”. Jest to ekranizacja bestsellerowej powieści autorstwa Angie Thomas o tym samym tytule. Czy warto poświęcić na nią czas w trakcie przedoscarowej gorączki? Zapraszam do lektury. 



„Nienawiść, którą dajesz” to opowieść o nastoletniej Starr, która prowadzi podwójne życie. W domu, znajdującym się w czarnej dzielnicy, jest prawdziwą sobą, natomiast w szkole, z przewagą bogatych i białych dzieciaków, przybiera maskę, pod którą się skrywa. Wszystko jednak ulega zmianie, gdy dziewczyna staje się świadkiem bezpodstawnego zabójstwa czarnoskórego nastolatka przez białego policjanta. To w tym momencie, na pozór lekka produkcja dla młodzieży, zmienia się w emocjonujący dramat. 


W produkcji mocno zarysowano podział pomiędzy rasami oraz zaprezentowano wiele stereotypów. Widzimy tu czarnoskórych mieszkających w niebezpiecznej dzielnicy, w większości należących do gangów i handlujących prochami, od czasu do czasu strzelających na imprezach. Z kolei białe dzieciaki są bogate, dobrze wychowane, a do tego zarozumiałe i wytykają innych palcami. Początkowo niezwykle przeszkadzało mi takie generalizowanie, do momentu, w którym twórcy wykorzystali to, aby pokazać jak te stereotypy wpływaj na ludzi, jak bardzo krzywdzące bywają i jakie konsekwencje ze sobą niosą. 


„Nienawiść, którą dajesz” przypomina o niemijającej aktualności problemu jakim jest rasizm i uprzedzenia wobec ludzi różnych od nas. Jedna z bohaterek mówi, że problem wciąż pozostaje ten sam, zmieniają się tylko imiona ofiar, które ucierpiały przez taki stan rzeczy. Film wielokrotnie pokazuje negatywne nastawienie do czarnoskórych, jak z góry są oceniani i traktowani jak zagrożenie oraz tragiczne skutki takiego postępowania. 


Produkcja pokazuje jak błahe dla białych ludzi są problemy czarnych, jak powierzchownie je traktują oraz jak bardzo nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji i skali problemu. Uświadamia również, że rasizm nie zawsze jest zamierzony, że czasem nie jesteśmy świadomi swoich słów i czynów, które mogą krzywdzić innych. 


To co wyróżnia ten film na tle innych to ukazanie problemu po każdej ze stron konfliktu i podkreślenie ludzkiej hipokryzji. Dążenia głównej bohaterki zmierzają w zaskakującym kierunku pokazując, że nienawiść wychodzi ponad rasę. To film, który wytyka nie tylko grzechy i błędy białych ludzi, ale i czarnoskórych, ich porywczość, nierozsądne zachowania, pokazując, że nikt tu nie jest bez winy i każdy ma swoje za uszami. 


W ostatecznym rozrachunku film wykracza poza tematykę rasizmu, pokazując, że żyjemy w świecie, w którym wszyscy nienawidzimy się nawzajem, bez względu na kolor skóry, religię czy orientację. Przepełnia nas nienawiść, którą dajemy innym. W ten sposób domyka się, niemający końca krąg nienawiści. 


Twórcy pozostawiają widzom wiele przestrzeni na przemyślenia, stając jednocześnie po stronie człowieka, a nie którejś z ras. Przekazują, że najważniejsze to widzieć ludzi takimi jakimi są naprawdę, a nie oceniać ich po kolorze skóry. A uznawanie, że życie jednej osoby jest cenniejsze od życia innej, jest poważnym problemem. 


„Nienawiść, którą dajesz” to przyzwoicie zagrany film, z dobrze wykreowaną główną bohaterką, z którą każdy z nas z łatwością złapał by kontakt. I tu ogromne ukłony w stronę Amandly Stenberg, która nie tylko najlepiej sobie poradziła, ale jest sercem i duszą całego filmu. Tchnęła życie w swoją bohaterkę, zbudowała niezwykłą więź z widzem, dzięki której jej emocje stają się naszymi emocjami i współodczuwamy wszystkie wydarzenia. 


Takie właśnie filmy, z myślą o młodzieży, powinno się kręcić, poruszające aktualne problemy, niosące morał i zmuszające do przemyśleń, a nie co raz to kolejne, puste komedie, wywołujące co najwyżej zażenowanie. Może za sprawą tak przystępnego filmu uda się kogoś uwrażliwić na problem dyskryminacji i przerwać krąg nienawiści. 


„Nienawiść, którą dajesz” wzrusza i poucza. Może i nie jest to najlepszy film jaki zobaczycie w swoim życiu, czy nawet w tym roku, nie zmienia to jednak faktu, że warto poświęcić te dwie godziny na jego seans. Ta produkcja wywołała we mnie tak silne emocje, że długo nie będę w stanie pozbyć się jej z mojej głowy. I to właśnie emocje są największą siłą tego filmu, bowiem przyćmiewają wszelkie niedociągnięcia. 


Moja ocena: 7/10







Źródło zdjęć: materiały prasowe Imperial CinePix, http://www.imperial-cinepix.com.pl, https://www.foxmovies.com

1 komentarz:

  1. Filmu jeszcze nie widziałam. Bardzo dobra recenzja, przekonała mnie.

    OdpowiedzUsuń