Temat zombie przewija się w popkulturze od kilkudziesięciu już lat, a na przestrzeni ostatniej dekady trend ten jedynie wezbrał na sile. Nic więc dziwnego, że twórcą coraz trudniej podejść do tematu w sposób świeży i nowatorski, a co za tym idzie zalewają nas miałkimi i wtórnymi produkcjami, których nie sposób od siebie odróżnić. Temat żywych trupów na tapetę postanowił wziąć także David Freyne w swoim pełnometrażowym debiucie pod tytułem „Wyleczeni”. Czy udało mu się wnieść do świata horroru choć odrobinę świeżości? O tym za moment.
Zacznijmy jednak od początku, czyli od
fabuły, która rozpoczyna się w momencie gdy po wielu latach
epidemii wirusa, zmieniającego ludzi w żądne krwi bestie, zostaje
odkryty lek, stanowiący koniec krwawej apokalipsy. Zarażeni
odzyskują życie, a społeczeństwo musi się uporać z problemem
ponownej integracji wyleczonych z resztą społeczeństwa
niedotkniętą zarazą. Głównym bohaterem jest Senan, jeden z
wyleczonych, który trafia pod dach swojej bratowej Abbie i musi
uporać się z prześladującymi go wspomnieniami brutalnych czynów,
których dokonał podczas epidemii.
Mimo iż produkcja widnieje wszędzie
jako horror i bez wątpienia może wystraszyć widzów o słabszych
nerwach, to posiada przede wszystkim świetne tło
dramatyczno-psychologiczne, które zdecydowanie tu przeważa. Film
ukazuje cierpienie bohaterów, ich wyobcowanie, trudności z
dostosowaniem się do nowych realiów. Obrazuje także jak ciężko
pogodzić się z samym sobą i swoimi czynami, jak i uporać się z
tragicznymi wspomnieniami. Twórca pokazał jaki wpływ na człowieka
ma walka o przetrwanie, poruszając przy tym kwestie humanitarne i
ich rację bytu w obliczu apokalipsy wszechobecnego zagrożenia.
To bez wątpienia niecodzienne
spojrzenie na tematykę żywych trupów, bowiem niewiele znajdziemy
horrorów, które w kontekście zombie poruszą kwestie społeczne i
uderzą w bardziej dramatyczne tony. Równie zaskakujące jest
przedstawienie nie tyle samej apokalipsy, co świata po niej, gdy
nie bardzo wiadomo jak poradzić sobie z przeszłością i w jakim
kierunku podążać. Powiew świeżości stanowi również spojrzenie
twórcy na samo zombie, nie jako bezmyślne, żądne krwi bestie , a
istoty na swój sposób myślące i jedynie nie potrafiące zapanować
nad swoim pragnieniem. Do tego dobra gra aktorska i mamy wciągający
oraz ujmujący film, który ciężko zamknąć w gatunkowych ramach.
Szkoda tylko, że końcówka okazała się zbyt schematyczna psując
ogólne wrażenie i sprowadzając film do poziomu idiotycznych
horrorów, jakich w ostatnich latach mamy na pęczki.
Jeśli jednak szukacie czegoś więcej
niż jedynie typowego straszaka wypełnionego jump scare’ami, choć
i tych tu nie zabraknie, to jest to pozycja warta Waszej uwagi. Mimo
rozczarowującego finału jest to naprawdę świetny wybór na
jesienny wieczór z odrobiną dreszczyku.
Moja ocena: 7/10
Film możecie obejrzeć podczas rozpoczynającego się 26 października przeglądu horrorów Fest Makabra prezentującego najciekawsze i najoryginalniejsze dokonania światowego kina grozy ostatniego sezonu. W programie wydarzenia znajdują się mrożące krew w żyłach filmy z różnych stron świata, w zdecydowanej większości pokazywane w Polsce premierowo.Seanse Fest Makabry odbywają się w kinach studyjnych i lokalnych w całej Polsce oraz na nocnych maratonach największych sieci kin. Organizatorem wydarzenia jest dystrybutor filmowy Kino Świat.
Listę kin, daty oraz godziny seansów i więcej informacji znajdziecie na fanpage'u festiwalu oraz oficjalnej stronie.
Źródło zdjęć: https://www.imdb.com, http://festmakabra.pl,
Lubię tematykę zombi zarówno w kinie, jak i literaturze. Bardzo chętnie obejrzę coś, co sama nazwałaś, pewną innowacją w tym kanonie :) coś więcej niż tylko flaki i krew.
OdpowiedzUsuń