Po długim oczekiwaniu HBO Polska wreszcie zaprezentowało światu swój najnowszy serial „Ślepnąc od świateł” oparty na powieści Jakuba Żulczyka. Czy warto było tyle czekać? Jak produkcja wypada na tle pierwowzoru? Tego dowiecie się za moment.
Jak już wspomniałam fabuła „Ślepnąć od świateł” opiera się
na książce Jakuba Żulczyka o tym samym tytule. Przedstawia ona siedem dni z
życia dilera kokainy, którego perfekcyjne życie zaczyna się sypać, a on sam
staje oko w oko z namnażającymi się problemami i najważniejszymi życiowymi
wyborami.
Fani dzieła Jakuba Żulczyka powinni być zadowoleni, bowiem
serial jest wierną ekranizacją jego powieści. Twórcy, w tym sam autor, który
współpracował przy tworzeniu scenariusza, starali się jak mogli aby przenieść
na ekran zarówno klimat, jak i myśli oraz sny bohatera, które są swego rodzaju
fundamentem powieści.
Wśród bohaterów „Ślepnąć od świateł” mamy pełen wachlarz postaci,
od polityków i celebrytów, przez studentów, aż po gangsterów i ich napakowanych
ochroniarzy. Wszystkie te postacie są dość przerysowane i karykaturalne,
stanowiące niekoniecznie przychylny portret poszczególnych grup społecznych.
Serial ukazuje także dość świeże spojrzenie na samą Warszawę,
która zwykle jest kolorowym rajem, zamieszkanym przez samych pięknych ludzi. W
wizji Żulczyka i Skoniecznego jest ona zdecydowanie bardziej mroczna, brudna, grzeszna,
momentami apokaliptyczna. Miasto stanowi swoistą alegorię więzienia, które gdy
raz złapie swoich mieszkańców, już nigdy ich nie wypuści. To także produkcja
wulgarna i brutalna, jednak zważywszy na poruszaną w niej tematykę są to cechy
dość oczywiste i dodające pewnego, czasem aż piorunującego realizmu.
Bez końca można by pisać o stronie technicznej najnowszej produkcji
od HBO Polska. To najbardziej oryginalny serial, który jak dotąd powstał w
Polsce, bijący pod tym względem na głowę nie tylko inne rodzime produkcje, ale
mogący spokojnie konkurować z tymi z reszty świata. „Ślepnąć od świateł” co
prawda czerpie garściami z tworów popkultury, nie wykorzystuje jednak
oklepanych schematów, a jedynie się inspiruje trendami i klasykami.
Twórcą zdjęć do serialu jest kapitalny Michał Englert, który
stanął na wysokości zadania, bowiem serial zachwyca poszczególnymi ujęciami. Za
reżyserię odpowiadał wspomniany już Krzysztof Skonieczny, twórca zbierającego skrajne
opnie filmu „Hardkor Disko”. Muszę przyznać, że świetnie wyczuł on historię
przedstawioną na stronach książki, jednak jego zabawa formą nie każdemu może
przypaść do gustu. Moim zdaniem jednak tak szalone podejście fantastycznie
sprawdziło się w przypadku produkcji, która niejako opiera się na myślach i
snach bohatera, a przy tym musi utrzymać właściwe tempo i napięcie.
Wiele można by pisać również o aktorstwie w „Ślepnąc od
świateł”. Zobaczymy tu zarówno zachwycające występy, jaki i te na które ciężko
było patrzeć. Do fantastycznych bez wątpienia należy zaliczyć role Roberta Więckiewicza,
Janusza Chabiora i Jana Frycza, który kradnie każdą scenę i daje jeden z
lepszych występów w swojej karierze. Kroku im dotrzymuje świetny Eryk Lubos i
wracający do łask Cezary Pazura. Główna rola, niestety czy stety, przypadła debiutującemu
Kamilowi Nożyńskiemu. O ile stawiający pierwsze kroki aktor zarówno wyglądem
jak i postawą jest wprost stworzony do postaci wykreowanej przez Jakuba
Żulczyka, o tyle czar pryska jak tylko otwiera usta. Dialogi wypowiadane przez
Nożyńskiego brzmią niezwykle sztucznie i psują początkowy efekt wow. Muszę się jednak zgodzić, że postawiono go
przed niezwykle trudnym zadaniem, bowiem nie dość, że brak mu doświadczenia to naprawdę
ciężko dobrze wypaść na tle tak znakomitych aktorów z imponującym dorobkiem
artystycznym. Najgorszy jednak okazał się występ również debiutującej na
ekranie Marzeny Pokrzywińskiej. Choć rudowłosa piękność czaruje swoją urodą to
patrzenie na jej aktorskie wypociny niemal sprawiało ból.
Nie można nie wspomnieć także o genialnym soundtracku. Nie
pamiętam drugiego polskiego serialu, w którym ścieżka dźwiękowa stanowiła aż
tak wielki atut i była wręcz integralną częścią produkcji. Skrupulatnie dobrane
utwory hipnotyzują i stanowią istotne tło dla poszczególnych wydarzeń, tworząc
w połączeniu coś co czasem przypomina bardziej teledysk niżeli serial.
W „Ślepnąć od świateł” znajdziemy również wiele perełek,
które mają szanse przejść do historii. Za przykład może służyć chociażby wzruszający i pełen emocji wykon utworu
Myslovitz przez bohaterów serialu, monolog postaci granej przez Więckiewicza, modlitwa
głównego bohatera czy zachwycająca, wprowadzająca nowe standardy wśród polskich
produkcji, czołówka.
Najnowsze dzieło Skoniecznego to zarazem niestety bardzo nierówny
serial. Momentami perfekcyjny, innym razem pozostawiający wiele do życzenia. To
pozycja, której musicie dać czas i nie zniechęcać się po pierwszym czy drugim
odcinku, bowiem produkcja z każdym następnym odcinkiem zyskuje na jakości i
wciąga coraz bardziej. Tym samym jednak serial jest dość ciężki w odbiorze, co
może dla niektórych stanowić barierę nie do przejścia.
„Ślepnąc od świateł” to produkcja, która może i nie
przypadnie wszystkim do gustu, ale ma szanse zapisać się w kartach polskiej kinematografii,
jako jedna z oryginalniejszych, bawiących się formą pozycji, wprowadzająca do
rodzimych seriali nową jakość. Biorąc pod uwagę wszystkie te wady i zalety myślę, że serial
spełnił swoje zadanie w stu procentach i jest dokładnie taki jak powinien, bowiem
oglądając go czujemy się zupełnie jak główny bohater, głuchniemy od hałasu,
ślepniemy od świateł.
Moja ocena: 8/10
Źródło zdjęć: https://www.facebook.com/HBOPolska
nice
OdpowiedzUsuń