Już w piątek na ekrany polskich kin zawita "Wysoka dziewczyna" w reżyserii Kantemira Balagova. Wspomniana produkcja została zainspirowana reportażem noblistki Swietłany Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” i jest tegorocznym rosyjskim kandydatem do Oscara.
„Wysoka dziewczyna” to historia dwóch przyjaciółek, które
zmagają się z wojenną traumą. Kobiety starają się puścić w niepamięć to co je
spotkało, wrócić do normalności i jakoś ułożyć sobie życie. Jest to o tyle
trudne, że po latach oblężenia nie wiedzą tak naprawdę kim są i czego pragną.
Muszą na nowo nauczyć się żyć. Piętno jakie wojna odcisnęła zarówno na ludzkim
ciele, jak i ludzkiej psychice widzimy nie tylko przez pryzmat głównych bohaterek,
ale i rannych żołnierzy. Żołnierzy zrezygnowanych, którzy niejednokrotnie nie
chcą już dłużej się męczyć i wybierają śmierć zamiast dalszej walki o własny
los. Wszystko to na tle wyniszczonego Leningradu, który w 1945 roku, po latach
oblężenia, próbuje dojść do siebie. Miasto jest tożsame z bohaterami filmu, tak
samo wycieńczone oraz zrujnowane.
„Wysoka dziewczyna” to obraz wyjątkowo stonowany, na próżno
szukać tu wybuchów emocji czy heroicznych czynów. Z ekranu bije smutek,
beznadzieja, bezsilność, a w twarzach ludzi widać niepokój i rezygnację. Ludzie
nie wiedzą jak się odnaleźć w nowej rzeczywistości, ciężko im uwierzyć, że to
już naprawdę koniec oblężenia, są w letargu. Nie ujrzymy tu zbędnego
dramatyzmu, wszystko jest jakby wyprane z emocji, a jednocześnie, podskórnie,
zaskakująco dramatyczne.
Niejednokrotnie mówi się, że na wojnie zatraca się
człowieczeństwo. Ludzie w sytuacji zagrożenia zrobią wszystko by przetrwać,
rozcierając tym samym granicę między dobrem a złem. „Wysoka dziewczyna”
pokazuje, że po takich wydarzeniach nie da się wrócić do przedwojennej
codzienności i żyć jak dawniej, a skutki traumatycznych przeżyć są ciężkie do
odwrócenia. Trzeba jednak iść na przód i na zgliszczach dawnego życia, którego
już nie odzyskamy, zbudować nowe.
To co wyróżnia „Wysoką dziewczynę” na tle innych produkcji
poruszających tematykę powojennej rzeczywistości to kobieca perspektywa.
Reżyser skupił się tu przede wszystkim na emocjonalnych skutkach wojny, na
radzeniu sobie z bezradnością spowodowaną żałobą czy poczuciem winy za swoje
decyzje i czyny. Pokazując, że nie warto tkwić w miejscu, lepiej ruszyć przed
siebie i żyć, bo przetrwanie wojny i życie z jej skutkami jest swoistym
bohaterstwem.
Poza świetną fabułą „Wysoka dziewczyna” olśniewa także
stroną techniczną, bowiem jest to po prostu przepiękny film. Kadry są niesłychanie
precyzyjne i przypominają zachwycające obrazy zdominowane zielenią i
czerwienią. W ujęciach cała uwaga skupiona jest na postaciach, to one są
podkreślone światłem, cała reszta to jedynie ponure tło przypominające
teatralną scenografię.
W rolach głównych wystąpiły dwie debiutantki - Viktoria
Miroshnichenko oraz Vasilisa Perelygina. Aktorki świetnie się uzupełniają,
kreując swoje bohaterki na zasadzie kontrastu. Jedna zagubiona, często
nieobecna, odsunięta w cień, druga pełna energii, pragnąca żyć pełną piersią. Kreacje
obu kobiet zachwycają, są niezwykle mocne i realistyczne. Aktorki nie szarżują,
grają powściągliwie, co tylko wzmacnia wydźwięk.
„Wysoka dziewczyna” to wyśmienity film, któremu naprawdę
kibicuję w wyścigu po Oscary. Z kolei Kantemir Balagov nie bez powodu jest
nazywany genialnym dzieckiem rosyjskiego kina, to reżyser, którego dalsze
poczynania zdecydowanie warto śledzić.
Moja ocena: 8/10
Źródło zdjęć: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
0 komentarze:
Prześlij komentarz