2 Złote Globy, 13 nominacji do Oscara, 12 nominacji do nagrody BAFTA, można tak wyliczać bez końca, bowiem najnowszy film Guillermo del Toro „Kształt wody” obsypywany jest wszelkimi możliwymi nominacjami i nagrodami. Czy zasłużenie? O tym już za chwilę.
Historia przedstawiona w filmie dzieje się w Ameryce, w
czasach tak zwanej zimnej wojny i skupia się wokół Elizy Esposito (w tej roli
Sally Hawkins) – niemej, samotnej kobiety i jej relacji z niezidentyfikowaną
istotą wyłowioną z jednej z afrykańskich rzek.
Film porusza wszelkie istotne problemy społeczne i w ten
sposób pod otoczką romansu uroczej sieroty z nadzwyczajną istotą otrzymujemy
historię o braku akceptacji dla wszelkiej maści odmieńców, braku szacunku i
zrozumienia zarówno dla innych ras, jak i orientacji seksualnych czy samotności
wynikającej z różnego rodzaju ułomności, pokazując nam jednocześnie, że
najgorszymi potworami są otaczający nas ludzie. Może to właśnie za sprawą tych
uniwersalnych prawd i morałów rodem z najstarszych baśni ten film zbiera tyle
zachwytów i trafia do serc tak wielu osób.
Guillermo Del Toro jak zwykle serwuje nam baśń w swoim
wyjątkowym, szalonym stylu. Baśń pełną barwnych, pełnowartościowych postaci. Trochę
przypomina to „Piękną i Bestie”, trochę jeden z filmów Tima Burtona, pełno tu
też surrealizmu rodem z produkcji Jean-Pierre’a Jeuneta. Połączenie bardzo
ciekawe, bo z jednej strony mamy iście baśniowy klimat, z drugiej
wszechogarniający mrok, łatwo jednak tu przekroczyć cienką linię pomiędzy
awangardą a kiczem.
Piękne, utrzymane w morskiej kolorystyce zdjęcia Dana
Laustsena sprawiają, że oglądanie produkcji to czysta przyjemność, a przy
akompaniamencie czarującej muzyki Alexandre’a Desplata z łatwością możemy bez
końca wsiąknąć w ten baśniowy świat.
Aktorzy, których zobaczymy na ekranie świetnie wypadli w
swoich rolach. Sally Hawkins jest wprost stworzona do roli Elizy Esposito,
spokojnej marzycielki, przepełnionej uczuciami. Na ekranie towarzyszą jej
świetny Richard Jenkins i jak zawsze fenomenalna Octavia Spencer, jednak to
Michael Shannon wcielający się w głównego antagonistę zachwycił mnie
najbardziej, momentami przyprawiając o ciarki.
Czytając te wszystkie zachwyty i dostrzegając mocne strony
filmu (których jest naprawdę wiele) liczyłam, że film zachwyci mnie, tak jak
dawniej zrobił to „Labirynt fauna”, niestety „Kształt wody” nie sprostał moim
oczekiwaniom, choć obsypany niezliczonymi nagrodami, dla mnie jest po prostu
największym z Oscarowych rozczarowań, a zachwyty nad nim są nad wyrost. Nie
znaczy to jednak, że film jest zły, bo tak nie jest, oglądanie go jest
przyjemnością i doceniam jego stronę techniczną, jednak nie opuszcza mnie
wrażenie, że jest to zbyt grzeczne, zbyt słodkie, skrojone pod szerszą publikę,
przez co zatraca uwielbianą przez mnie indywidualność twórcy.
Jeśli tęsknicie za odrobiną magii w życiu, idźcie do kina i
cieszcie się z seansu, bowiem niewiele w obecnych czasach jest baśni dla
starszej widowni, które tak cieszą oko i ucho.
Moja ocena: 7/10
Źródło zdjęć: http://www.imdb.com
Właśnie zastanawiam się nad jego obejrzeniem...
OdpowiedzUsuńBez wątpienia polecam go obejrzeć, bo jest to dobry film, jednak w moim odczuciu nie tak zachwycający jak co niektórzy sugerują ;)
UsuńJak przy każdym filmie trzeba samemu ocenić :)
UsuńZ podsumowaniem nie można się nie zgodzić, to na pewno jeden z najbardziej magicznych filmów ostatnich lat!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie,świetny film,ma swój klimat.
OdpowiedzUsuń