Blog o filmach, serialach i szeroko pojętej kinematografii.

sobota, 17 lutego 2018



2 Złote Globy, 13 nominacji do Oscara, 12 nominacji do nagrody BAFTA, można tak wyliczać bez końca, bowiem najnowszy film Guillermo del Toro „Kształt wody” obsypywany jest wszelkimi możliwymi nominacjami i nagrodami. Czy zasłużenie? O tym już za chwilę.




Historia przedstawiona w filmie dzieje się w Ameryce, w czasach tak zwanej zimnej wojny i skupia się wokół Elizy Esposito (w tej roli Sally Hawkins) – niemej, samotnej kobiety i jej relacji z niezidentyfikowaną istotą wyłowioną z jednej z afrykańskich rzek.


Film porusza wszelkie istotne problemy społeczne i w ten sposób pod otoczką romansu uroczej sieroty z nadzwyczajną istotą otrzymujemy historię o braku akceptacji dla wszelkiej maści odmieńców, braku szacunku i zrozumienia zarówno dla innych ras, jak i orientacji seksualnych czy samotności wynikającej z różnego rodzaju ułomności, pokazując nam jednocześnie, że najgorszymi potworami są otaczający nas ludzie. Może to właśnie za sprawą tych uniwersalnych prawd i morałów rodem z najstarszych baśni ten film zbiera tyle zachwytów i trafia do serc tak wielu osób.


Guillermo Del Toro jak zwykle serwuje nam baśń w swoim wyjątkowym, szalonym stylu. Baśń pełną barwnych, pełnowartościowych postaci. Trochę przypomina to „Piękną i Bestie”, trochę jeden z filmów Tima Burtona, pełno tu też surrealizmu rodem z produkcji Jean-Pierre’a Jeuneta. Połączenie bardzo ciekawe, bo z jednej strony mamy iście baśniowy klimat, z drugiej wszechogarniający mrok, łatwo jednak tu przekroczyć cienką linię pomiędzy awangardą a kiczem.


Piękne, utrzymane w morskiej kolorystyce zdjęcia Dana Laustsena sprawiają, że oglądanie produkcji to czysta przyjemność, a przy akompaniamencie czarującej muzyki Alexandre’a Desplata z łatwością możemy bez końca wsiąknąć w ten baśniowy świat.


Aktorzy, których zobaczymy na ekranie świetnie wypadli w swoich rolach. Sally Hawkins jest wprost stworzona do roli Elizy Esposito, spokojnej marzycielki, przepełnionej uczuciami. Na ekranie towarzyszą jej świetny Richard Jenkins i jak zawsze fenomenalna Octavia Spencer, jednak to Michael Shannon wcielający się w głównego antagonistę zachwycił mnie najbardziej, momentami przyprawiając o ciarki.


Czytając te wszystkie zachwyty i dostrzegając mocne strony filmu (których jest naprawdę wiele) liczyłam, że film zachwyci mnie, tak jak dawniej zrobił to „Labirynt fauna”, niestety „Kształt wody” nie sprostał moim oczekiwaniom, choć obsypany niezliczonymi nagrodami, dla mnie jest po prostu największym z Oscarowych rozczarowań, a zachwyty nad nim są nad wyrost. Nie znaczy to jednak, że film jest zły, bo tak nie jest, oglądanie go jest przyjemnością i doceniam jego stronę techniczną, jednak nie opuszcza mnie wrażenie, że jest to zbyt grzeczne, zbyt słodkie, skrojone pod szerszą publikę, przez co zatraca uwielbianą przez mnie indywidualność twórcy.


Jeśli tęsknicie za odrobiną magii w życiu, idźcie do kina i cieszcie się z seansu, bowiem niewiele w obecnych czasach jest baśni dla starszej widowni, które tak cieszą oko i ucho.

Moja ocena: 7/10




Źródło zdjęć: http://www.imdb.com

4 komentarze:

  1. Właśnie zastanawiam się nad jego obejrzeniem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez wątpienia polecam go obejrzeć, bo jest to dobry film, jednak w moim odczuciu nie tak zachwycający jak co niektórzy sugerują ;)

      Usuń
    2. Jak przy każdym filmie trzeba samemu ocenić :)

      Usuń
  2. Z podsumowaniem nie można się nie zgodzić, to na pewno jeden z najbardziej magicznych filmów ostatnich lat!

    OdpowiedzUsuń